Pani Halina wspomina: “ Mama wstawała o 5 rano i przygotowywała
ziemniaki, które dodawała do porannej zupy mlecznej. Wiosną i latem
musieliśmy także wstawać o tej porze i wypędzać gęsi na pastwisko.
Dopiero po powrocie jedliśmy śniadanie, a później wychodziliśmy do
szkoły. Zdarzało się, że dostawaliśmy mały pieniążek na bułkę, rzadziej
pączka, kupowanego w sklepiku koło szkoły (w Kuklówce, dziś w tym
miejscu znajduje się budynek szkoły - przyp. M&M) Kolejny posiłek
podawano “na południe”, gdy gospodarze robili sobie przerwę w pracy.
Następnie był podwieczorek, a wreszcie, już po ciemku, dostawaliśmy
kolację. Oczywiście podjadało się między posiłkami - jeśli była taka
możliwość, np. jabłka z sadu, jeszcze kwaśne, czerwcowe. Inny rytm miały
świąteczne dni”.
fot. A. Grzybowska / Walhalla.com.pl |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz