wtorek, 4 lutego 2014

Rytm dnia

W trakcie pierwszych rozmów z osobami opowiadającymi o swoich kulinarnych wspomnieniach z  okresu międzywojennego doszłyśmy do wniosku, że istotną sprawą jest nie  tylko zdobycie informacji co jedzono, ale także kiedy. Wypytałyśmy naszą rozmówczynię, Panią Halinę (ur.1933 r), mieszkającą jako dziecko w miejscowości Budy Grzybek k/Kuklówki o pory posiłków, wyznaczone przez rytm dnia. Gospodarstwo, w którym żyła, należało raczej do tych biedniejszych. Co prawda nikt nie głodował, ale żyło się raczej skromnie.
Pani Halina wspomina: “ Mama wstawała o 5 rano i przygotowywała ziemniaki, które dodawała do porannej zupy mlecznej. Wiosną i latem musieliśmy także wstawać o tej porze i wypędzać gęsi na pastwisko. Dopiero po powrocie jedliśmy śniadanie, a później wychodziliśmy do szkoły. Zdarzało się, że dostawaliśmy mały pieniążek na bułkę, rzadziej pączka, kupowanego w sklepiku koło szkoły (w Kuklówce, dziś w tym miejscu znajduje się budynek szkoły - przyp. M&M) Kolejny posiłek podawano “na południe”, gdy gospodarze robili sobie przerwę w pracy. Następnie był podwieczorek, a wreszcie, już po ciemku, dostawaliśmy kolację. Oczywiście podjadało się między posiłkami - jeśli była taka możliwość, np. jabłka z sadu, jeszcze kwaśne, czerwcowe. Inny rytm miały świąteczne dni”.
fot. A. Grzybowska / Walhalla.com.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz